Jeszcze niedawno wydawało się, że nic nie powstrzyma referendalnej machiny, która ruszyła w połowie roku. Nadzieje na jego przeprowadzenie wzrosły po oddaleniu przez Wojewódzki Sąd Administracyjny jednej ze skarg na uchwałę referendalną. A jednak w czasie sesji 19-go grudnia radni podjęli decyzję o rezygnacji z referendum.
Druk numer 630
Niemałym echem w Pyrzycach odbił się porządek ostatniej sesji Rady Miejskiej. Uwagi lokalnych mediów nie zwrócił jednak najbardziej punkt o budżecie na przyszły rok, a jeden z ostatnich tematów. Był nim druk nr 630/13, czyli projekt uchwały w sprawie uchylenia uchwały o przeprowadzeniu referendum w sprawie odwołania burmistrza Marka Olecha. Podpisali się pod nim Krzysztof Dubicki, Dariusz Jagiełło i Jerzy Wroński. Dodajmy, że wcześniej każdy z nich głosował przeciwko przeprowadzeniu referendum.
Bo gmina nie ma pieniędzy
Wydawać by się mogło, że wniosek wywoła między radnymi burzliwą dyskusję. Jako pierwszy głos zabrał Krzysztof Dubicki, który uzasadnił stanowisko grupy radnych troską o budżet miasta i gminy. Posłużył się tutaj przykładem poprzedniego referendum, które odbyło się kilka lat temu ws. odwołania Kazimierza Lipińskiego – Poprzednie referendum kosztowało około 40 tysięcy złotych. W momencie gdy pieniędzy nie ma uważamy, że referendum jest niezasadne. Nie stać nas na wykładanie pieniędzy. – mówił. – Gdyby referendum było skuteczne musiałyby nastąpić wybory burmistrza. Wiąże się to znowu z wydatkami. – dodał w swojej wypowiedzi zwracając uwagę na to, że planowe wybory samorządowe będą miały miejsce w październiku przyszłego roku.
W dyskusji Damian Błażejewski nawiązując do przedstawionych w uzasadnieniu kosztów podał inną kwotę. – 145 tysięcy złotych. Wypłacone odszkodowania za niesłuszne zwolnienia. (…) Jeżeli mamy się licytować co więcej by kosztowało to myślę, że ta kwota jest o wiele wyższa niż te około 40 tysięcy. – przedstawiał swoje stanowisko radny. – Nie wiem skąd ta kwota. Na pewno nie jest to kwota przegranych procesów sądowych z pracownikami. – stwierdził po głosowaniu burmistrz, po czym dowiedział się, że radny taką informację uzyskał właśnie od niego w odpowiedzi na interpelację.
Strach przed komisarzem
Innego argumentu przeciwko referendum użył Jerzy Wroński. – Na sześć miesięcy może przyjść komisarz. Wtedy nie ma rady, nie ma burmistrza, a ich obowiązki przejmie właśnie on. – mówił radny. – Może zlikwidować szkoły, pozwalniać pracowników, zlikwidować inne jednostki. – dodał. Jednak jak się okazało decyzję o zamknięciu szkół organ prowadzący musi podjąć do końca lutego, a w lutym teoretyczny komisarz na pewno nie sprawowałby władzy.
Podjęto również temat kosztów. – Wszelkie koszty z wyjątkiem kart do głosowania ponosi gmina. – stwierdził Krzysztof Dubicki. Na pytanie Damiana Błażejewskiego jakie to będą koszty odpowiedział, że są to m.in. wypłaty dla pracowników komisji wyborczych. Jednak i na to radny Błażejewski miał argument – To nasi mieszkańcy będą zasiadali w tych komisjach, więc pieniądze tafią do nich. – mówił. Dyskusję na ten temat zakończył przewodniczący Ryszard Grzesiak
Rozbiło się o jeden głos
Wydawało się, że wniosek obalony. Jednak w trakcie sesji obrady opuścili Miłosz Łuszczyk, Bożena Tołoczko i Małgorzata Piotrowska, jak później tłumaczył Ryszard Grzesiak „z bardzo ważnych powodów” – To jest za moją wiedzą i moją zgodą. Żeby nie było później powiedziane, że wychodzą i przychodzą kiedy chcą. – stwierdził. Tym sposobem opozycja została pozbawiona trzech głosów. Wniosek został przyjęty zaledwie jednym głosem przy sześciu głosach za i pięciu przeciw.
Tak zakończyła się półroczna batalia o przeprowadzenie referendum w sprawie odwołania burmistrza. Przymnijmy tylko, że już raz taką próbę podjęto w poprzedniej kadencji. Wówczas większość głosujących chciała odwołania Kazimierza Lipińskiego, ale wzięło w nim udział 2029 osób co stanowiło zbyt małą frekwencję.