Powinny być naszą dumą, skarbami, ozdobami miejscowości, w których stoją. A czym są? W większości straszącymi ruinami z powybijanymi szybami (o ile jeszcze są okna), albo lśnią i błyszczą, ale na przedwojennych pocztówkach, bo dzisiaj nie ma już po nich śladu. Dwory i pałace przedwojennych właścicieli folwarków były i często są traktowane, jak niechciane pozostałości niemieckich czasów.
Jest rok 1945. Kończy się II wojna światowa. Niemcy, którzy wcześniej nie zostali ewakuowani prędko uciekają na zachód. Jednak zostawiają tutaj dorobki swojego życia – umeblowane domy, narzędzia rolnicze. W części zborów zostają organy, ławki, ołtarze. Na miejsce przybyła sowiecka armia. Rabowała i niszczyła co się dało. Jej „dzieła” dopełnili szabrownicy, którzy przyjeżdżali tutaj z pierwszymi grupami osadników.
Wprowadzenie tzw. władzy ludowej rzecz jasna nie było łaskawe dla dużych poniemieckich przybytków. Folwarki najczęściej były włączane do kombinatów PGR. Zabudowań mieszkalnych, co oczywiste nie mogły zająć jedna czy dwie rodziny. Pałace przerabiano więc na mieszkania, albo biura PGRów. W wielu miejscowościach siedzibę w nich znajdowały szkoły, albo inne państwowe ośrodki, jak np. dom dziecka w pałacu w Czernicach.
Zarówno komuniści, jak i czasy po przemianach ustrojowych dla wielu budynków nie miały miłosierdzia. O tym, że w Żabowie znajdował się duży pałac dzisiaj przypominają tylko słupy bramy, które można zobaczyć też na starych zdjęciach. W Nowielinie po dworze zostały same mury. Do dworku w Żukowie bez problemu można wejść. Na parterze jednak podłoga już dawno została zastąpiona przez piasek, a po drewnianych panelach na piętrze zostały tylko wystające z belek do których były przymocowane gwoździe. Pałac w Kłodzinie pięknie prezentuje się na XIX-wiecznych rycinach. Dzisiaj, aby się do niego dostać trzeba najpierw przedrzeć się przez gąszcz roślin. Później naszym oczom ukazuje się widok zawalonych pięter. W Skrzynce widoczne jeszcze są ślady dawnych mieszkań. W każdym z dworków, które jeszcze po wojnie były użytkowane, a później je opuszczono oprócz podłóg, stolarki drzwiowej czy okiennej brakuje też kabli dostarczających energię elektryczną i poszczególnych elementów rur. Znalazły one miejsce najczęściej w skupach złomu, albo piecach.
Jak dzisiaj są wykorzystywane pałace? Jeśli mają państwowych, albo prywatnych nowych wytrwałych i odpowiednio zamożnych właścicieli, to tak jak ten w Krzemlinie powoli, ale odzyskują świetlność. Jeśli kupił je ktoś, kto na przykład liczył na szybkie wzbogacenie się, albo pozostały w rękach nieudolnych państwowych gospodarzy, to stoją i straszą. Część z nich jest zabezpieczona, ale do części wejść może praktycznie każdy kto chce i często służą za chociażby miejsce schadzek na spożywanie napojów wysokoprocentowych, a na ścianach możemy dowiedzieć się, kto z lokalnej społeczności jest głupi, kogo zdradza dziewczyna czy jeszcze innych rzeczy, których ze względu na ich wulgarną treść po prostu nie przytoczę.
Ich odrestaurowanie już dzisiaj pociągnęłoby za sobą grube miliony, a niestety z dnia na dzień kwoty te ze względu na ciągłą dewastację rosną. W wielu przypadkach znacznie bardziej opłacalne byłoby po prostu ich wyburzenie i postawienie czegoś nowego. Ogromnym problemem jest też nadzór konserwatora zabytków, który często okazuje się tak gorliwy w swoich pracach, że sprawia wrażenie, jakby wolał by budynki te stały i niszczały, zamiast znów były użytkowane i cieszyły oko.
Oczywiście każdy taki budynek to osobna historia. Szkoda jednak, że takie perełki zostały po prostu zapomniane.
Na zdjęciach pałac w Żukowie.
Remigiusz Pajor-Kubicki