Wielu powie, że w polityce wszystkie chwyty są dozwolone. O tym, że nie jest to „reguła” tylko na scenie krajowej, ale także na naszym lokalnym podwórku, mieliśmy szansę przekonać się rok temu, w czasie kampanii wyborczej przed wyborami nowego samorządu. Charakteryzowało ją wyjątkowo mało merytoryki. Wszechobecne były plotki, częste zrywanie plakatów, czy wycinanie z nich twarzy kandydatów. Nie brakowało przysłowiowego obrzucania się błotem, a do opinii publicznej przebijał się nie ten, który mówił z sensem, ale ten, który głośniej krzyczał. Nawet nie ważne co, po prostu stosowano zasadę „Nie ważne jak piszą, ważne że piszą”. Najważniejsze było chodzić od domu do domu niczym Świadkowie Jehowy i składać różnorodne obietnice. Nie ważne, czy miały pokrycie. Ważne, że udało się zdobyć głos. O kupowaniu ich, o czym słychać już było w naszym województwie, nie wspominając.
Wydawać by się mogło, że wraz z zamknięciem lokali wyborczych ucichną spory i animozje. Przynajmniej na publicznej scenie, a wszyscy będą działaś dla wspólnego, społecznego dobra. Tak jak to powinno być w polityce – w Radzie Miejskiej ukształtowała się grupa opowiadająca się po stronie nowej burmistrz, a naprzeciwko pojawiła się jej opozycja. Jest tak po każdych wyborach i nikogo to nie dziwi – w końcu święte prawo demokracji. Nigdy jednak do tej pory w pyrzyckiej Radzie Miejskiej nie obserwowaliśmy używania kościoła do walki politycznej. Temat angażowania się kościoła katolickiego w politykę należy do najbardziej kontrowersyjnych. Katolicka nauka społeczna mówi wręcz, że świeccy katolicy powinni angażować się w życie społeczno-polityczne. I w poprzednich kadencjach samorządu przykłady takich osób możemy mnożyć. Najbardziej charakterystycznym jest chyba były radny Damian Błażejewski zasiadający w radzie przez dwie ostatnie kadencje. Przez ten czas nieprzerwanie był także Nadzwyczajnym Szafarzem Komunii Świętej w parafii pw. św. Ottona. Znajdował się w opozycji do obu poprzednich burmistrzów, ale wśród jego bardzo licznych interpelacji i niekiedy kontrowersyjnych poglądów na różne sprawy nie można było dostrzec wykorzystywania religii do gry politycznej. Wśród innych lokalnych polityków, którzy na przestrzeni lat mimo bycia praktykującymi katolikami, nie wykorzystywali wiary w walce politycznej wymienić można choćby Ryszarda Grzesiaka, Mirosława Budynka, Dariusza Jagiełłę, Miłosza Łuszczyka czy z półki powiatowej Wiktora Tołoczkę lub Jarosława Stankiewicza.
Zawsze jednak musi być ten pierwszy raz. Na listopadowej sesji Rady Miejskiej radny Łukasz Michalski – stojący w opozycji do burmistrz Marzeny Podzińskiej złożył zapytanie. – Naliczyła pani karę dla naszej parafii za bezprawne jakoby zajęcie pasa drogowego, co zostało uznane przez SKO za łamanie konstytucji (…) Natomiast ksiądz Rakiej (ówczesny proboszcz – dop. red.) został przeniesiony do innej parafii. Takie jest moje pytanie. Czy rozmawiała pani z księdzem? Czy przeprosiła pani za zaistniałą sytuację? – dopytywał w pierwszej kolejności radny Michalski. – Czy sala piękna, w której się właśnie znajdujemy… Czy została poświęcona? – dodał do swojego pytania.
Najpierw wyjaśnić należy dwa błędy rzeczowe. Po pierwsze ks. Zbigniew Rakiej TChr decyzją władz zgromadzenia Księży Chrystusowców owszem został przeniesiony z parafii pw. św. Ottona w Pyrzycach, ale nie do innej parafii, ale do domu rekolekcyjno-wczasowego (zwanego w skrócie domem pielgrzyma) prowadzonego w Częstochowie przez Towarzystwo Chrystusowe. Pełni tam funkcję superiora, czyli przełożonego domu. Nie jest to jednak oddzielna parafia. Drugą sprawą jest to, że Samorządowe Kolegium Odwoławcze nie uznało decyzji o nałożeniu kary na parafię za łamanie aktu prawnego, jakim jest Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Fakt, że temat konstytucji jest obecnie szeroko podejmowany w ogólnopolskich mediach mógł jednak sprawić, że radny po prostu się zapomniał.
W odpowiedziach na zapytania, które tradycyjnie są na końcu sesji burmistrz Marzena Podzińska stwierdziła, że tematu przeprosin nie będzie komentować. Nie usłyszał tego jednak radny, który jeszcze przed zakończeniem obrad opuścił salę. Nasuwa się jednak pytanie: kto powinien przepraszać? W tym samym orzeczeniu, na które powołał się radny Michalski, SKO wyraźnie stwierdza, że wina w tej sprawie leży po stronie urzędników z czasów poprzedniego burmistrza. Gdyby wówczas wydano okolicznościową decyzję, która nawet była przygotowana, to nie byłoby najmniejszego problemu. Została ona jednak zastąpiona porozumieniem. Faktem jest, że orzeczenie stwierdza także, że karę nałożono przedwcześnie i była ona zbyt wysoka. Niemniej jednak sama geneza problemu sięga jeszcze poprzedniej kadencji i już pod sam jej koniec sprawa została przekazana Komisji Rewizyjnej. Ta jednak nie zdążyła się nią zająć. Natomiast obecna burmistrz stanęła na stanowisku, że celem jej działania nie jest ukaranie parafii, tylko przestrzeganie prawa i zgodnie z zapowiedziami nie wniosła do prokuratury o odwołanie się od decyzji SKO. Z jednej strony mamy więc ciągłość urzędu, z drugiej zaś honorowe byłoby złożenie przeprosin przez osobę, która rządziła. Chyba, że takowe miały miejsce, a opinia publiczna po prostu o nich nie wie.
Druga sprawa była znacznie bardziej abstrakcyjna, niż pierwsza. Z zadanego pytania możemy wnioskować, że radny ma wątpliwości, czy zrywanie boazerii, malowanie ścian i położenie paneli nie sprawia, że wcześniejsze poświęcenie pomieszczenia przestaje być ważne. Pomińmy już fakt, że pytanie spotkało się ze śmiechem ze strony wielu obecnych. Słusznie w odpowiedzi zauważyła burmistrz, że krzyż na sali wisi, więc poświęcenie zapewne też było. Dodajmy, że krzyż jest ten sam, co przed remontem, a w sali 282 wisi niemalże od początków nowych, posocjalistycznych samorządów. Wiele można mówić o pierwszej połowie lat 90., ale na pewno nie to, że znajdujący się w państwowym urzędzie krzyż nie został uprzednio pobłogosławiony przez katolickiego duchownego.
Czyżby radny wyczuwał w sali obrad nieczyste moce i wzorem posłów „Solidarnej Polski” domagających się pobłogosławienia biur w Sejmie, które otrzymali po partii Janusza Palikota, domagał się wypędzenia zła z sali obrad? Nie od dzisiaj wiadomo, że burmistrz Marzena Podzińska jest kojarzona z lewicą. Jeszcze przed tym jak zaczęła pełnić swoją funkcję brała udział m.in. w kongresie organizowanym przez Forum Kobiet SLD. Również w czasie kampanii wyborczej była popierana przez Sojusz, a z list jej komitetu startowali przedstawiciele ugrupowania. Po wyborach natomiast wiceburmistrzem został szef lokalnych struktur partii – Robert Betyna. Czy jednak jest to powód to tego, aby wykorzystywać autorytet kościoła do własnych celów? Radny Łukasz Michalski jest jednym z głównych oponentów i wiele pytań, które jak wynika z obserwacji obrad mają pogrążyć rządzącą ekipę zadaje wprost przed kamerami, np. nie przychodząc na obrady komisji zajmującej się danym tematem (jak miało to miejsce przy dyskusji nad fundacjami oświatowymi). Jednak gdy we wcześniejszych kadencjach w Radzie Miejskiej większość miała lewicowa koalicja, to nikt nie myślał o zdejmowaniu krzyża, a opozycja nie używała argumentów religijnych w walce z władzą, a mimo to sesje potrafiły być niezwykle burzliwe i jak wspominają ich obserwatorzy – trwać do naprawdę późnych godzin wieczornych. Podobnie więc obecnie takie religijne kontrowersje nie mają miejsca.
Co zaś tyczy się samego aktu poświęcenia, to w obrzędach kościoła katolickiego owszem występuje możliwość poświęcenia sali obrad, tak samo jak każdego innego pomieszczenia. Nie jest to jednak konieczne. Bo przecież samo błogosławieństwo nie traci ważności tylko dlatego, że na ściany „rzucono” kilka litrów farby. Jako ciekawostkę dodam, że do samego aktu błogosławieństwa nie jest konieczna woda święcona, choć zwykle jej się używa. Na pytanie „Czy sala została pobłogosławiona?” (bo tak powinno zostać zadane), a właściwie czy wyżej wymienione zmiany sprawiają, że błogosławieństwo traci swoją moc możemy odpowiedzieć sobie sami. Nawet wybrana z list Prawa i Sprawiedliwości – partii, która kreuje się (inna to kwestia czy słusznie) na reprezentanta społeczności katolickiej radna Krystyna Wilman, która chyba jako jedyna (z wyjątkiem pocztu sztandarowego) jest obecna na każdej uroczystej mszy i zajmuje miejsce w ławce obok pani burmistrz nie zadaje takich pytań.
Sprawa jak widać ma wymiar bardzo religijny. Mogą więc pojawić się domniemania, że radny został poproszony o interwencję przez lokalne duchowieństwo. Okazuje się jednak, że obecny proboszcz parafii pw. św. Ottona – ks. Tadeusz Kłapkowski TChr nawet nie zna osobiście radnego Łukasza Michalskiego, a całą sprawę uważa za niepotrzebną prowokację.
Może rzeczywiście jest to swojego rodzaju prowokacja, ale obserwując tego typu zdarzenia powinniśmy zachowywać trzeźwość umysłu i brać poprawkę na różne, z naszego punktu widzenia może dziwne pytania.