Pyrzyce w ostatnich dniach obiegła sensacyjna wiadomość, jakoby parafia pw. św. Ottona musiała zapłacić gminie ponad półtora miliona złotych. Chodzi o zajęcie przez przykościelne wykopaliska archeologiczne fragmentu parkingu. Całą sprawą zaskoczeni są nie tylko parafianie, ale również proboszcz.
Pyrzycka parafia pw. św. Ottona ma w planach budowę centrum młodzieżowego, które ma stanąć przy kościele parafialnym. Aby jednak budowa mogła się rozpocząć konieczne było przeprowadzenie prac archeologicznych. Te zostały podjęte już jakiś czas temu. Swoim obrębem wyszły jednak poza teren parafii i zajęły również fragment należącego do miasta parkingu. Żeby można było tego dokonać parafia i miasto podpisały stosowną umowę, której treść zwalniała kościół z opłat za użytkowanie terenu. Okazało się jednak, że przepisy na to nie zezwalają i gmina chcąc działać zgodnie z prawem musiała naliczyć odpowiednią karę. – Gdyby kara nie została nałożona władze mogłyby zostać oskarżone o działanie na szkodę budżetu gminy. – mówi wiceburmistrz i podkreśla, że zarówno miastu jak i parafii zależy na jak najszybszym rozwiązaniu problemu. Proboszcz od decyzji będzie mógł się odwołać do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, jeśli ono jej nie uchyli parafii pozostanie droga sądowa.
W ciągu kilku najbliższych dni decyzja zostanie wydana i zgodnie z nią kara administracyjna będzie wynosiła ponad 1,7 miliona złotych. – Jest to dziesięciokrotność sumy, jaką parafia musiałaby zapłacić za użytkowanie tego fragmentu drogi. – mówi Robert Betyna, wiceburmistrz. Ks. Zbigniew Rakiej TChr, proboszcz parafii podkreśla, że w umowie jaką podpisał z poprzednim burmistrzem Jerzym Markiem Olechem było zaznaczone, że parafia nie poniesie kosztów. – W paragrafie 4 tej umowy napisano „porozumienie nie pociąga za sobą zobowiązania do żadnych świadczeń odpłatnych na rzecz stron porozumienia”. Parafia ma dokumenty w porządku. Jeśli umowa zła to najwyżej z winy miasta czy urzędników. – mówi ks. Rakiej i dodaje, że o opłacie nic nie wiedział. – Gdyby mi o tym powiedziano, to nigdy nie podjęlibyśmy prac. Prowadzone są pod nadzorem konserwatora, a wszystkie znalezione w ziemi rzeczy trafiają do muzeum. – mówi.
Wcześniej sprawą zainteresowała się Komisja Rewizyjna Rady Miejskiej poprzedniej kadencji. – Nie zdążyliśmy jednak się nią zająć, ponieważ był to już koniec kadencji. – mówi Miłosz Łuszczyk, ówczesny przewodniczący komisji. Do sprawy będziemy wracać.